„Nagrobki, tak jak inne ku następnej pamięci stawiane gmachy, są najtrwalszymi, a zarazem najoczywistszymi dowodami dziejów krajowych, odmian rozmaitych, gdyż z napisów w nich umieszczonych, dochodzić można czasów, w których czyny rozmaite się wydarzały.”
Ignacy Krasicki
21 września, w przedostatni dzień kalendarzowego lata grupa ochotników – wędrowników pod opieką p. E. Macierzyńskiej i p. J. Guzik wybrała się na XLVIII Ogólnopolski Dukielski Zlot Turystów. Pogoda, jak na końcówkę lata – była piękna. Trasa rajdu biegła z Woli Wyżnej na Kamień nad Jaśliskami do Lipowca. Wiodła szlakiem, na którym znajduje się 5 wojennych cmentarzy z czasów I wojny światowej. W latach 1914-15 walki o panowanie nad karpackimi przełęczami kosztowały życie ponad 60 tys. żołnierzy różnych narodowości. W zaborczych armiach znajdowali się Polacy, którzy zmuszani byli niejednokrotnie do walki przeciwko sobie. Walczyli o to, by w 1918 roku powstała znowu wolna Polska. Przez całe lata cmentarze stały zapomniane w leśnej głuszy. Obecnie wiele z nich odnowiono i przywrócono ich pamięć.
Rajd zakończył się konkursami krajoznawczo-turystycznym i ekologiczno-przyrodniczym oraz pieczeniem kiełbasek.
Ewa Macierzyńska
Jadwiga Guzik
A oto relacja z rajdu widziana oczami Oskara z kl. 5b
Wakacje się już skończyły. Pani od przyrody zaproponowała naszej klasie rajd organizowany przez PTTK-XLVIII Ogólnopolski Dukielski Zlot Turystów. 21 września wyruszyliśmy z samego rana. Rajd miał przebiegać od Woli Wyżnej do Lipowca. Startowaliśmy w Jaśliskach, więc właśnie tam udaliśmy się autokarem. Wycieczka była bardzo udana i ciekawa, więc chętnie wszystko opowiem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu przemaszerowaliśmy przez polanę i weszliśmy do lasu. W lesie było bardzo przyjemnie- nie było gorąco, ani zimno. Wiał chłodny, spokojny wietrzyk, wszędzie było czuć niepowtarzalny zapach lasu, owoców i grzybów.
Naszym celem było wejście na sam szczyt góry. Wchodziliśmy i wchodziliśmy…
Dla niektórych mogło to być nudne, jednak nie dla mnie – mijaliśmy piękne drzewa, staliśmy nad małymi przepaściami i rozmawialiśmy o różnych ciekawostkach na temat lasów i gór. To wszystko bardzo umilało rajd.
Niektóre dzieci z mojej klasy były po kolana w błocie. Nie było to wcale dziwne, ponieważ w wielu miejscach ścieżka na całą szerokość i nawet na 20 metrach długości nie była ścieżką, ale błotem. Nie kamieniami, lecz prawdziwym bagnem. Było to dla mnie wielkie przeżycie, gdyż musieliśmy przechodzić po wysokiej trawie obok mokradła!
Ja oczywiście musiałem się wygłupić i cała stopa, aż po kostkę, wpadła mi do wody. I, jak to ja, stałem w tym błocie i czekałem, aż przyjdzie ktoś z mojej klasy. MUSIAŁEM się pochwalić. Jednak, nie był to dobry pomysł, ponieważ potem nie mogłem wyjąć nogi z tej pułapki. Pomagała mi cała klasa. Noga ugrzęzła mi pomiędzy kamieniami.
Po wyciągnięciu nogi, nie chciało mi się iść dalej, ponieważ byłem przekonany, że skręciłem kostkę. Mimo wszystko, i tak jestem z siebie usatysfakcjonowany, bo dlaczego niby płakać z powodu nogi, skoro można zrobić z tego sensację?
W końcu usiadłem na pniu. Uparłem się, i mimo zapewnień pani nauczycielki, panicznie chciałem sprawdzić, czy z nogą wszystko OK. Szczerze mówiąc, noga bardzo bolała, lecz nie z tego powodu zrobiłem sobie przystanek – sensacja najważniejsza! Oprócz naszej nauczycielki, została ze mną bardzo miła pani z PTTK i tylko jeden kolega. Byłem zawiedziony… No bo jak!? Tyle zachodu, żeby tylko Piotrek wiedział o moim wypadku?! Już miałem biec po Majkę, Huberta i Michała, aby też zobaczyli jakie to ja zawsze wielce poszkodowane dziecko jestem, ale dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ta kostka mnie naprawdę boli! Próbowałem iść jak najszybciej i dotarłem na polanę, na której siedzieli wszyscy. Opadłem na trawę i pokłułem się rośliną przypominającą kolczastego bakłażana :). Wszyscy leżeli na trawie i nikt się nie natknął na takie coś? Chyba powinienem być przyrodnikiem i nazwać moje odkrycie BaKUŁAżanem! Minutę stałem nad tym czymś i nagle podeszła do mnie pani z innej szkoły i powiedziała, że to zwykły oset, który został przydeptany i dlatego teraz wygląda jak owal.
Przerwa w rajdzie się skończyła. Poszliśmy dalej i po jakimś czasie, znaleźliśmy się koło autobusu. Wbiegłem do niego. Nie wiem, czy pan przewodnik coś mówił, bo zasnąłem. Nie spałem długo, ponieważ gdy zasypiałem, Majka na telefonie miała napisane „15:11”. A gdy cały autobus mnie budził i wyszedłem na pole, Michał robił zdjęcie, więc podglądnąłem: „15:17”. Skandal… wyspać mi się nie dadzą…
Upiekliśmy kiełbaski. Niektórzy, w tym ja, wzięli udział w konkursie. Jeden chłopak z naszej szkoły zdobył III miejsce. Gratulacje! Może i też bym coś wygrał, gdybym pamiętał jakie Parki Narodowe są w górach…Pewnie wszystko przez ten ból w kostce!
Spędziłem fantastyczny dzień na wędrówce z przyjaciółmi. Nie mogę się doczekać następnego rajdu.
Wróciliśmy wszyscy wyspani, no bo co innego robić w autobusie po rajdzie? Część z nas poszła od razu do domu, a druga część do szkoły czekać na rodziców. Wracałem do domu okrężną drogą. Co prawda noga bardzo mnie bolała, ale pojeździłem jeszcze trochę na rowerze. Szukałem znajomych, aby pochwalić się moją kostką i wspaniałą wędrówką. No co? Chyba nikt mi nie zabroni? 🙂 🙂 🙂